-Nancy. Obudź się.- mruknął ojciec, potrząsając
moim ramieniem. Jęknęłam cicho, przykrywając się szczelniej kołdrą. –Nancy,
już.- westchnął.
-Tato.- westchnęłam cicho.- Czy nie mogłabym
dzisiaj zostać w domu?
-Słucham? Z jakiej racji?- mężczyzna zmarszczył
czoło, gdy ja przetarłam oczy. Spojrzałam na miejsce obok i delikatnie się
uśmiechnęłam. On tu był. Spał obok
mnie. W tym momencie kurewsko się cieszyłam, że nikt go nie widzi. Czułam, jak
jego ramię obejmuje mnie, a kącik ust jest delikatnie uniesiony ku górze.
Wyglądał tak niewinnie.
-No cóż… to wydarzenie z wczoraj jeszcze do mnie
nie dotarło.- westchnęłam teatralnie.- Nie będę mogła się na niczym skupić.-
ojciec zmierzył mnie wzrokiem.- Powiedzmy, że ci wierzę. Ale jeśli piśniesz
cokolwiek matce, obiecuję, że to ostatni raz.- pokręcił głową, a ja szeroko się
uśmiechnęłam.
-Dziękuję, kocham cię.- krzyknęłam, gdy ten był
już poza moim pokojem. Spojrzałam na mojego towarzysza, który wciąż spał.
Musnęłam jego policzek i, najdelikatniej jak umiałam, wstałam z łóżka.
-Księżniczko…- jęknął zaspany.
-Shh. Śpij.- wyszeptałam, kładąc palec na jego
ustach.- Dzisiaj zostanę z tobą.- mówiłam ściszonym głosem.- Rodzice pójdą do
pracy i będziemy sami. A teraz odpocznij, Lou.- zachichotałam, biorąc z krzesła
wczorajsze ubrania. Obejrzałam się ostatni raz za siebie, widząc Louis’a, który
delikatnie się uśmiecha.
Wyszłam z łazienki czysta i odświeżona, mój wzrok
od razu skierował się na łóżko, które… było puste. On znowu to zrobił!
-Lou.- jęknęłam, siadając na brzegu materaca.
Ścisnęłam pościel i spuściłam głowę.- Nienawidzę, jak to robisz.- westchnęłam
cicho. W tym samym czasie usłyszałam skrzypnięcie drzwi.
-Ktoś zamawiał naleśniki na śniadanie?-
melodyjny głos rozprzestrzenił się po pokoju. Gwałtownie wstałam z miejsca,
patrząc na postać.
-Loueh. Myślałam, że znowu zniknąłeś.- mruknęłam
nadąsana, podchodząc do niego.
-Och, ja? Przestań, nie mógłbym ci tego zrobić.-
chłopak podał mi tacę z talerzem placków i kubkiem soku pomarańczowego.
-Dziękuję.- uśmiechnęłam się i przechwyciłam
śniadanie, siadając na łóżku.
Śniadanie zjedliśmy razem, ha! Brzmi to
romantycznie, prawda? Och, nieważne. Po skończonym posiłku ruszyliśmy na dół,
by zapełnić sobie nasz… mój i jego wolny czas. Postanowiliśmy pograć trochę na
Xbox’ ie, a następnie obejrzeć jakąś komedię. Padło na Moje wielkie greckie wesele Joel’ a Zwick’ a. Okazało się, że
chłopak uwielbia ten film i zna każdy tekst. Opowiedział mi, że oglądał ten
film milion razy, gdy był dzieckiem, ale wciąż go rozśmiesza.
Gdy siedzieliśmy na kanapie, jedząc
popcorn, usłyszałam dzwonek do drzwi. Nie miałam pojęcia, kto się dobija.
Leniwie podniosłam się z miejsca i ruszyłam do wejścia. Nie patrząc na wizjer,
otworzyłam drzwi.
-Caroline. Cześć.- uśmiechnęłam się
na widok dziewczyny w progu.
-Cześć, kochanie. Nie był cię
dzisiaj w szkole, więc postanowiłam wpaść.- wyszczerzyła się.- Mogę wejść?
-Jasne! Wchodź, zapraszam.- gestem
dłoni, wskazałam na hall.- Uhm… Caroline? Nie chcę być nie miła, ale czemu
przyszłaś?
Dziewczyna jedynie zachichotała
melodyjnie.
-Och, Nancy. Z dwóch powodów. Po
pierwsze, martwiłam się, bo nie było cię w szkole… myślałam, że coś ci się
stało, a numeru telefonu nie mam; po drugie, miałyśmy załatwić pewną sprawę,
czyż nie?- dziewczyna rozsunęła bluzę i zdjęła ją z ramion, po czym powiesiła
na wieszaku.
-Wiesz… jeśli chodzi o drugą sprawę…
nie wiem, czy powinnam tam iść.- mruknęłam, wchodząc do salonu. Kogo tam
zastałam? Brawo, nikogo. Obiecałeś,
szujo.- pomyślałam szybko.
-Ale jak to? Nancy, chcesz się
męczyć?
-Nie, po prostu…- zamyśliłam się na
chwilę. W głowie powstały mi jedynie momenty, w którym Louis znika bez
uprzedzenia.- Ech, masz rację… powinnam tam iść.- odgarnęłam włosy z czoła.-
Ale to za chwilkę. Jesteś głodna, chcesz coś do picia?
-Nie, nie jestem, ale po proszę
szklankę soku.- uśmiechnęła się, siadając na kanapę.
-Jasne…
Weszłam do kuchni, nalałam naczynie
napojem i wróciłam do koleżanki.
-Wydarzyło się coś ciekawego w
szkole?- zagadałam, siadając obok.
-Nic takiego. Rose i Joe się
zeszli.- wzruszyła beznamiętnie ramionami.
-Rozumiem.- mruknęłam.
-Chyba jesteś nie w sosie, Nancy.
Stało się coś?
-Nie. Wszystko w porządku.
-Dobrze, nie wnikam.- pokręciła
głową.- Czemu cię nie było w szkole?
-Tak naprawdę, nie chciało mi się
iść.- westchnęłam cicho.- Nie czułam się na tyle… po tym wszystkim, żebym mogła
normalnie funkcjonować.
Starałam się być jak najbardziej
przekonująca. W tej chwili nienawidziłam go. Nienawidziłam z całego serca,
obiecał, że mnie nie zostawi! Pieprzony dureń.
-I dlatego do niej idziemy, prawda?-
dziewczyna odłożyła szklankę na szklany stolik i spojrzała na mnie.
-Tak, ale Caroline… może tak naprawdę
nie trzeba nigdzie iść? Może to samo się wyjaśni?- ostatnie zdanie wyszeptałam,
bo sama nie wierzyłam w te słowa.
-Nancy… gdyby miało się wyjaśnić,
stałoby się to już wcześniej.
-Ale Louis… on jest naprawdę miły i
opiekuńczy…
-Ale co ma to tego bycie miłym i opiekuńczym?
-No może to, że on po prostu…
-po prostu co?
-No sama nie wiem, Car!
Nie odpowiedziała, tylko zamknęła
mnie w mocnym uścisku.
-Wiem, ze dla ciebie to trudne, ale…
może warto spróbować, co? Może jednak ci podpowie, co powinnaś z tym zrobić.
-Niech ci będzie.- odpowiedziałam,
po chwili namysłu.
-Dzielna dziewczynka.- wydobyła z
siebie melodyjny śmiech, co wprawiło mnie w uśmiech.- To już, zbierajmy się.
Jest już po piętnastej.
Droga prowadziła przez lasek, czyli
jak mówiła Caroline, staruszka mieszkała w samym środku. Dziwiłam się, że
starsza pani nie bała się być sama w takim lasku. Owszem, nie był za duży, ale
gdyby zabójca chciał zakopać tutaj ciało, nikt by nie zauważył… O matko, czy ja
o tym naprawdę pomyślałam? Nancy, uspokój się.
Domek był mały. Drewniana chałupka,
mały ganek, a wokół same drzewa, scena niczym z horroru. Zauważyłam czarnego
kota obok wejścia na podest, który prowadził do domu. Gdy tylko nas zobaczył,
wstał i zaczął się plątać przy nogach.
-Już
nienawidzę tego miejsca.- szepnęła moja towarzyszka.
-Przestań,
nie ocenia się książki po okładce.- zachichotałam. -Spójrz, on nas zaprowadzi.-
wskazałam na zwierzaka, który zaczął drapać w drzwi. Zapukałyśmy w nie, a już
po chwili otworzyła nam niska staruszka. Siwe włosy, zmechacony sweterek,
zniszczone spodnie ze sztruksu i fartuch. Typowa starsza pani.
-Och,
spójrz Eddy, mamy gości! Dzień dobry.- jej cichy głos przywitał nas. Nie wiem,
miała może z siedemdziesiąt osiem lat, ale jak na swój wiek, naprawdę się
trzymała.- W czym mogę wam pomóc, moje kochane?- zapytała z uśmiechem na
twarzy.
-Przepraszamy,
że panią nachodzimy, ale mamy pewną sprawę… wiemy, że nie powinnyśmy panią
nachodzić…
-Ależ,
spokojnie! Właśnie wyjęłam z piekarnika murzynka. Proszę, wejdźcie, nie
będziecie stały w wejściu, zrobiło się wyjątkowo chłodno jak na wrzesień.-
kobieta mlasnęła i zaprosiła nas gestem ręki do środka.- Proszę, wejdźcie do
pokoju, to pierwsze drzwi po prawej. Zaraz przyjdę, przyniosę ciasto i do was
dołączę.- jej głos był coraz mniej słyszalny, aż w końcu zniknął. Razem z
Caroline weszłyśmy do małej izby , gdzie mieściła się kanapa, dwa nieduże
fotele, mały telewizor i stolik średniej wielkości. Na ścianach były powieszone
zdjęcia. Pierwsza to była czarno-biała fotografia z dwiema młodymi postaciami,
możliwe, że to rodzice staruszki. Druga rama ze zdjęciem przedstawiała Jezusa.
Och, jak w każdym mieszkaniu musiał znajdować się święty obraz.
-Wróciłam.-
głos staruszki obił się o ściany pokoju.- Częstujcie się, kochane.- postawiła
paterę z ciastem i podała nam po talerzyku.- Napijecie się czegoś?- zapytała.
-Ma
pani wodę? Jeśli tak, to poproszę.- uśmiechnęła się Caroline.
-Oczywiście,
a dla ciebie, młoda damo?
-Och,
ja również poproszę szklankę wody.-przeczesałam włosy palcami. Chyba obie
byłyśmy w lekkim szoku. Po niecałej minucie staruszka wróciła z dwoma
szklankami i dzbankiem wody.- Dziękuję.- przejęłam naczynia i ustawiłam na
stole. Następnie nalałam w obydwa szkła picie i upiłam łyka.
-Nawet
nie wiecie, jak się cieszę, że jesteście. Dawno nikt mnie nie odwiedzał.-
westchnęła cicho.-
-Przykro
mi.- przegryzłam wargę, nakładając na talerz kawałek ciasta.- Przepraszam,
gdzie moje maniery.- zachichotałam.- Mam na imię Nancy. Nancy Gray.- uścisnęłam
jej zmarszczoną dłoń.- A to moja koleżanka- Caroline.
-
Tiffany Gordon.- uśmiechnęła się delikatnie.
-Bardzo
nam miło, pani Gordon.- uśmiechnęła się w stronę starszej pani.
-W
zasadzie nie wiem od czego zacząć…- westchnęłam cicho.
-Spokojnie,
kochanie. Mamy czas, nie śpiesz się.- Pani Gordon wzięła na ręce czarnego kota
i położyła go na swoich kolanach.- To Eddy, mój przyjaciel.- zaśmiała się
cicho.
-Moja
koleżanka, Caroline.- wskazałam na dziewczynę.- Nie… trochę pominęłam… zacznę
jeszcze raz. Niecały tydzień temu wprowadziłam się z rodzicami do tego starego domu.- wypuściłam powietrze,
zastanawiając się, co powiedzieć dalej.- Pierwsza noc minęła bez problemu.- konturowałam.
Opowiedziałam
pani Gordon o wszystkich wydarzeniach, które mi się przydarzyły. Opisałam
chłopaka; nie tylko z wyglądu, ale i z charakteru. Za każdym razem, gdy
wspominałam o nim, uśmiechałam się. Czułam się tak, jakbym wydawała najlepszego
przyjaciela policji, dziwne, ale naprawdę myślałam, że łączy nas jakaś więź.
Starsza
pani słuchała z uwagą, czasami pytała o drobne szczegóły typu, jak się
dogadujemy czy w jaki sposób się do mnie odnosi. Nie wydawało mi się to jakoś
ważne, ale skoro pytała, grzecznie odpowiadałam z prawdą.
-To
dobry chłopiec, Nancy, uwierz mi.- uśmiechnęła się, gdy zakończyłam historię.-
Nie powinnaś się go obawiać. On nigdy by nikogo nie skrzywdził.- pokręciła
głową, wstając z miejsca. Podeszła do komody, która stała pod telewizorem, wyciągnęła
z niej siwy album ze zdjęciami, po czym ponownie wróciła na kanapę. Zaczęła
szukać wewnątrz jakiegoś zdjęcia.- Spójrz.- wskazała na kolorowa fotografię.-
To Louis. A w zasadzie Louis William Tomlinson.- uśmiechnęła się. Moim oczom
ukazał się niski chłopak z brązowymi, ulizanymi włosami.- Tutaj miał pięć lat,
a tutaj… sześć. Było wykonane kilka tygodni przed jego śmiercią.- jej mina
zrzedła.
-Słucham?-
mruknęłam, wybałuszając oczy. Słyszałam, jak Caroline przełyka głośno ślinę.
***
Historia dobiega końca. Jeszcze ze dwa-trzy rozdziały. Możecie się domyślać, co będzie dalej, ale bloga doprowadzam do końca.
P.S. zapraszam na mojego drugiego bloga z fanfiction, tym razem fan fiction o Larrym
Świetny blog!
OdpowiedzUsuńw takim momencie??? jak mogłaś? :) ale i tak cie kocham:) xx
OdpowiedzUsuńŚwietniee szkoda że niedługo koniec xx
OdpowiedzUsuńNo nie w takim momencie ?! :D
OdpowiedzUsuńTak szybko się skończy ? :C
Szkoda... bardzo lubię to opowiadanie ;)
Proszę, abyś mnie powiadomiła o kolejnym ^.^
@1DMyDreaaam
Jeeeejciu *_* Kocham to opowiadanie *_*/@fuking_life_
OdpowiedzUsuńtaki szybki koniec? oo ;c Cóż ale rozdział świetny! ♥
OdpowiedzUsuńZostałaś nominowana do The Versatile Blogger ;) Więcej informacji na blogu http://let-me-be-your-angel-harry.blogspot.com/ w zakładce "The Versatile Blogger" xx
OdpowiedzUsuńOmg świetne opowiadanie jaram się jaram .Szkoda że tak szybko się skończy;C
OdpowiedzUsuńCzekam na ciąg dalszy :D/@Ola__Biel
omg aż mnie dreszcze przeszły pod koniec. świetny czekam na kolejny
OdpowiedzUsuńZostałaś nominowana do Liebster Award <3 Gratuluję ! Więcej informacji na moim blogu:
OdpowiedzUsuńhttp://uwierz-w-ducha.blogspot.com/2013/08/nominacja-do-liebster-awar-jest.html
hej zaczełam czytac to opo i bardzo mi sie spodobało i mam takie pytanko bedziesz dalej je pisała bo bardzo bym chciala dowiedziec sie co bd dalej tu masz mojego tt @hugmenooow
OdpowiedzUsuń