poniedziałek, 8 lipca 2013

Five

Zdziwiona wstałam z miejsca i ruszyłam za szkołę, gdzie miałam znaleźć Caroline. Pobiegłam za budynek, rozglądając się za znajomą postacią. Na szczęście zauważyłam ją już po kilku sekundach.
-Caroline?- mówiłam, dysząc.
-Cześć, Nancy. Poznajcie, to ta nowa, wiecie, prawda? Nancy, to Patrick, Holly, Margaret, Simon i Greg.- dziewczyna przywitała mnie ze swoją paczką.
-Jestem Nancy.- podałam każdemu dłoń, uśmiechając się delikatnie.
-Cieszę się, że przyszłaś.- odpowiedziała.
-Caroline? Będę mogła z tobą porozmawiać po lekcjach?- westchnęłam cicho.- To ważne.
-Jasne, nie ma sprawy. Pójdziemy na kawę do Ben’a. Mówię ci, jest lepsza niż ze Starbucks’a!- zachichotała, wyrzucając do kosza obok swoje opakowanie po kanapce.
-Dobrze.- spuściłam wzrok, bawiąc się nerwowo palcami. W tym samym momencie zabrzmiał dzwonek na lekcji, całą siódemką wstaliśmy ze stolika i ruszyliśmy do budynku, gdzie miał się odbyć WF. Dowiedziałam się, że wszyscy z „ekipy” Caroline są starsi o rok, ale nikomu to nie przeszkadzało, bo świetnie się ze sobą dogadywali. Razem z moją towarzyszką, ruszyłyśmy do szatni w celu przebraniu się w stroje.
            O piętnastej dziesięć zadzwonił ostatni dzwonek. Wybiegłam z sali i zaczekałam na Caroline, która musiała zostać jeszcze chwile w klasie, by porozmawiać o czymś z nauczycielką. Po kilku minutach wreszcie dziewczyna wyszła i dołączyła do mnie.
-Chciałaś porozmawiać, prawda?- spojrzała na mnie, otwierając swoją szafkę. Wzięła z niej plecak i zamknęła.
-Tak, ale… Caroline, proszę, mogę ci zaufać?- wypuściłam powietrze. To nie była jakaś tam tajemnica, to ważna sprawa jak nigdy.
-Nancy, wiem, że znamy się dopiero kilka godzin, ale mogę cię zapewnić, jeszcze żadnej tajemnicy nie wyjawiłam, jeśli ktoś chce się wygadać, zawsze robi to mi.- pokręciła głową.- Zaufaj mi, Nan.
-Dobrze.- mruknęłam.- Może jestem naiwna, ale wierzę ci.- westchnęłam. Dziewczyna skinęła głową i wyszłyśmy z budynku, kierując się do kawiarni.- Daleko jest to…
-Kawiarnia u Ben’a? Nie, to niecałe pięć minut drogi.- uśmiechnęła się szeroko.- Dobrze, a więc, o czym chciałaś porozmawiać?- zaczęła, gdy wyszłyśmy z terenu szkoły. Rozejrzałam się, by sprawdzić, czy nikogo nie ma wokół. Nabrałam powietrza do ust i zaczęłam.
-Caroline, ja się boję.- jęknęłam.- Boję się tego jak cholera, wiesz?
-Ale czego, Nancy?
-Słuchaj, ten stary dom jest jakiś nawiedzony.- ściszyłam głos. Car westchnęła cicho.
-Posłuchaj, Nan. Nie chciałam ci tego mówić rano, ale najwidoczniej muszę…- mruknęła.
-Co powiedzieć?- spojrzałam na nią. Właśnie doszłyśmy do lokalu, weszłyśmy do środka i skierowałyśmy się do lady.
-Poczekaj. Cześć, Ben! Dla mnie to co zawsze.- dziewczyna posłała okrągłemu mężczyźnie uśmiech i usiadła na krześle.- A dla ciebie?
-Ja…- spojrzałam na menu, które wisiało na ścianie.- Niech będzie mrożona herbata.- westchnęłam i podałam mu banknot. W szybkim momencie wziął dwa kubki, napełnił nimi napoje i podał nam je.- Dziękuję.
-Chodź, Nancy.- szatynka pociągnęła mnie za rękę i ruszyłyśmy do stolika na końcu kawiarni. Kiedy usiadłyśmy na krzesełkach, dziewczyna zaczęła kreślić kółka na blacie, namiętnie rozmyślając.- Wiesz… to trudne, bo nawet nie wiem od czego zacząć.- mruknęła, nie podnosząc wzroku znad stolika.
-Proszę, Caroline. To bardzo ważne, jeśli cokolwiek wiesz w tej sprawie…
-W zasadzie to nic nie wiem, ale chyba umiem ci pomóc.- westchnęła, upijając łyk napoju.- Wiesz… to dziwne, bo nikt nie wie, co się stało z tym domem.- mruknęła.
-Nie rozumiem.- jęknęłam.
-Nie wiem, jak to powiedzieć, Nancy, naprawdę. Słuchaj, wiele osób, które tam mieszkało, wyprowadzało się po maksymalnie miesiącu.
-Tak, wiem. Słyszałam już to.
-I nikt nie wie, czemu tak się działo.- brązowooka spojrzała na mnie.- Nikt nie wie, co działo się w tym domu. Aczkolwiek w tym mieście jest jedna osoba, która wie o wszystkim. Ma ponad osiemdziesiąt lat, każdy się jej boi. Wygląda jak wiedźma.- zachichotała pod nosem. Upiłam trochę mojej herbaty, słuchając jej.- Mieszka w tym lasku, przy twoim domu. Jest sama, ma jedynie kota.- wywróciła oczami.
-I jak ona mi ma pomóc?- mruknęłam, wciąż nic nie rozumiejąc.
-Jako jedyna wie… ona ma jakieś prorocze sny, wiesz? Ale to naprawdę dziwna kobieta. Nie ma przyjaciół, ciągle siedzi w swojej chatce.
-I co? Sądzisz, że powinnam do niej iść?
-A czujesz taką potrzebę?
-Nie wiem, Caroline.- wyjrzałam przez okno, mój wzrok powędrował na pewną postać.- O mój Boże…- jęknęłam cicho.
-Co?- dziewczyna również spojrzała przez nie.
-To on.- schowałam twarz w dłoniach.
-Kto, Nancy?
-Louis.- wyszeptałam.- Stoi przy drzewie po drugiej stronie ulicy…
-Nikogo tam nie widzę.
-Widzisz? To jest ta dziwna rzecz. Jedna z wielu.- pokręciłam głową, mieszając słomką w plastikowym kubeczku.
-Możesz jaśniej?
-Powiem ci prosto z mostu. Nie wiem kim on jest, nie wiem jak się nazywa. To Louis. Nie mam pojęcia, czego ode mnie chce. Jest naprawdę miły, ale czuję się przy nim niebezpiecznie. Na dodatek…- nabrałam powietrza do ust.- Nikt, oprócz mnie, go nie widzi, wiesz?- poczułam piekące łzy pod powiekami.
-Wow.- tylko tyle zdołała odpowiedzieć. Przez chwilę milczałyśmy. Jednak to ona pierwsza się odezwała.- Chyba powinnaś do niej iść, nie chcę, żebyś przez niego zwariowała.- mruknęła.
-Caroline? Poszłabyś do niej ze mną?- zapytałam niepewnie.
-Gdybyś mieszkała tutaj dłuższy kawałek czasu, odpowiedziałabym nie, ale jesteś naprawdę miłą osobą i nie znasz okolicy, zgodzę się.- westchnęła.- Chociaż to dla mnie wyzwanie, bo boję się lasów.- skrzywiła usta.
-Dzięki, to wiele dla mnie znaczy.- westchnęłam.
            Siedziałyśmy tak jeszcze z pól godziny, dopóki nie usłyszałam telefonu. Zupełnie zapomniałam zadzwonić do rodziców, a jak to oni… martwili się, więc około szesnastej stałyśmy na przystanku. Louis’a nie spotkałam po drodze, odetchnęłam, ale coraz bardziej się go bałam. Wsiadłyśmy razem do busa i ruszyłyśmy w stronę naszej dzielnicy. Dowiedziałam się, że Caroline mieszka przystanek dalej niż ja, co mnie cieszyło, bo przynajmniej miałam osobę, z którą mogłam porozmawiać i odwiedzić. Do domu dotarłam po niecałych dziesięciu minutach, weszłam na posiadłość i ruszyłam do drzwi frontowych, szarpnęłam za klamkę, jednak ani drgnęła. Jęknęłam głośno.
-Świetnie, znowu mnie zostawiliście.- mruknęłam, przekręcając klucz w zamku. Weszłam do środka i już w progu zaniemówiłam.- Jasna cholera, co tu się stało!?- krzyknęłam.
***
Piąty rozdział za nami. Robi się coraz ciekawiej, prawda? Haha. Dziękuję za wszystkie komentarze. Przypominam; czytasz=piszesz, co myślisz.

6 komentarzy:

  1. Zakochałam się w tym opowiadaniu *.* naprawde świetnie piszesz. Czekam z niecierpliwością na następny rozdział. /@fuking_life_

    OdpowiedzUsuń
  2. o.O co się stało???? o.O chcę juz kolejny rozdział.... :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Assdfgjkl love it czekam.na kolejny

    OdpowiedzUsuń
  4. Mega ! <3
    Coraz ciekawsze :D
    Powiadomisz mnie ?
    @1DMyDreaaam

    OdpowiedzUsuń
  5. naprawdę mega opowiadanie! oryginalne przedewszystkim :) z niecierpliwością czekam na następne <3

    OdpowiedzUsuń