Zdziwiona
wstałam z miejsca i ruszyłam za szkołę, gdzie miałam znaleźć Caroline.
Pobiegłam za budynek, rozglądając się za znajomą postacią. Na szczęście
zauważyłam ją już po kilku sekundach.
-Caroline?-
mówiłam, dysząc.
-Cześć,
Nancy. Poznajcie, to ta nowa, wiecie, prawda? Nancy, to Patrick, Holly,
Margaret, Simon i Greg.- dziewczyna przywitała mnie ze swoją paczką.
-Jestem
Nancy.- podałam każdemu dłoń, uśmiechając się delikatnie.
-Cieszę
się, że przyszłaś.- odpowiedziała.
-Caroline?
Będę mogła z tobą porozmawiać po lekcjach?- westchnęłam cicho.- To ważne.
-Jasne,
nie ma sprawy. Pójdziemy na kawę do Ben’a. Mówię ci, jest lepsza niż ze
Starbucks’a!- zachichotała, wyrzucając do kosza obok swoje opakowanie po
kanapce.
-Dobrze.-
spuściłam wzrok, bawiąc się nerwowo palcami. W tym samym momencie zabrzmiał
dzwonek na lekcji, całą siódemką wstaliśmy ze stolika i ruszyliśmy do budynku,
gdzie miał się odbyć WF. Dowiedziałam się, że wszyscy z „ekipy” Caroline są
starsi o rok, ale nikomu to nie przeszkadzało, bo świetnie się ze sobą
dogadywali. Razem z moją towarzyszką, ruszyłyśmy do szatni w celu przebraniu
się w stroje.
O piętnastej dziesięć zadzwonił
ostatni dzwonek. Wybiegłam z sali i zaczekałam na Caroline, która musiała
zostać jeszcze chwile w klasie, by porozmawiać o czymś z nauczycielką. Po kilku
minutach wreszcie dziewczyna wyszła i dołączyła do mnie.
-Chciałaś
porozmawiać, prawda?- spojrzała na mnie, otwierając swoją szafkę. Wzięła z niej
plecak i zamknęła.
-Tak,
ale… Caroline, proszę, mogę ci zaufać?- wypuściłam powietrze. To nie była jakaś
tam tajemnica, to ważna sprawa jak nigdy.
-Nancy,
wiem, że znamy się dopiero kilka godzin, ale mogę cię zapewnić, jeszcze żadnej
tajemnicy nie wyjawiłam, jeśli ktoś chce się wygadać, zawsze robi to mi.-
pokręciła głową.- Zaufaj mi, Nan.
-Dobrze.-
mruknęłam.- Może jestem naiwna, ale wierzę ci.- westchnęłam. Dziewczyna skinęła
głową i wyszłyśmy z budynku, kierując się do kawiarni.- Daleko jest to…
-Kawiarnia
u Ben’a? Nie, to niecałe pięć minut drogi.- uśmiechnęła się szeroko.- Dobrze, a
więc, o czym chciałaś porozmawiać?- zaczęła, gdy wyszłyśmy z terenu szkoły.
Rozejrzałam się, by sprawdzić, czy nikogo nie ma wokół. Nabrałam powietrza do
ust i zaczęłam.
-Caroline,
ja się boję.- jęknęłam.- Boję się tego jak cholera, wiesz?
-Ale
czego, Nancy?
-Słuchaj,
ten stary dom jest jakiś nawiedzony.- ściszyłam głos. Car westchnęła cicho.
-Posłuchaj,
Nan. Nie chciałam ci tego mówić rano, ale najwidoczniej muszę…- mruknęła.
-Co
powiedzieć?- spojrzałam na nią. Właśnie doszłyśmy do lokalu, weszłyśmy do
środka i skierowałyśmy się do lady.
-Poczekaj.
Cześć, Ben! Dla mnie to co zawsze.- dziewczyna posłała okrągłemu mężczyźnie
uśmiech i usiadła na krześle.- A dla ciebie?
-Ja…-
spojrzałam na menu, które wisiało na ścianie.- Niech będzie mrożona herbata.-
westchnęłam i podałam mu banknot. W szybkim momencie wziął dwa kubki, napełnił
nimi napoje i podał nam je.- Dziękuję.
-Chodź,
Nancy.- szatynka pociągnęła mnie za rękę i ruszyłyśmy do stolika na końcu
kawiarni. Kiedy usiadłyśmy na krzesełkach, dziewczyna zaczęła kreślić kółka na
blacie, namiętnie rozmyślając.- Wiesz… to trudne, bo nawet nie wiem od czego
zacząć.- mruknęła, nie podnosząc wzroku znad stolika.
-Proszę,
Caroline. To bardzo ważne, jeśli cokolwiek wiesz w tej sprawie…
-W
zasadzie to nic nie wiem, ale chyba umiem ci pomóc.- westchnęła, upijając łyk
napoju.- Wiesz… to dziwne, bo nikt nie wie, co się stało z tym domem.-
mruknęła.
-Nie
rozumiem.- jęknęłam.
-Nie
wiem, jak to powiedzieć, Nancy, naprawdę. Słuchaj, wiele osób, które tam
mieszkało, wyprowadzało się po maksymalnie miesiącu.
-Tak,
wiem. Słyszałam już to.
-I
nikt nie wie, czemu tak się działo.- brązowooka spojrzała na mnie.- Nikt nie
wie, co działo się w tym domu. Aczkolwiek w tym mieście jest jedna osoba, która
wie o wszystkim. Ma ponad osiemdziesiąt lat, każdy się jej boi. Wygląda jak
wiedźma.- zachichotała pod nosem. Upiłam trochę mojej herbaty, słuchając jej.-
Mieszka w tym lasku, przy twoim domu. Jest sama, ma jedynie kota.- wywróciła
oczami.
-I
jak ona mi ma pomóc?- mruknęłam, wciąż nic nie rozumiejąc.
-Jako
jedyna wie… ona ma jakieś prorocze sny, wiesz? Ale to naprawdę dziwna kobieta.
Nie ma przyjaciół, ciągle siedzi w swojej chatce.
-I
co? Sądzisz, że powinnam do niej iść?
-A
czujesz taką potrzebę?
-Nie
wiem, Caroline.- wyjrzałam przez okno, mój wzrok powędrował na pewną postać.- O
mój Boże…- jęknęłam cicho.
-Co?-
dziewczyna również spojrzała przez nie.
-To
on.- schowałam twarz w dłoniach.
-Kto,
Nancy?
-Louis.-
wyszeptałam.- Stoi przy drzewie po drugiej stronie ulicy…
-Nikogo
tam nie widzę.
-Widzisz?
To jest ta dziwna rzecz. Jedna z
wielu.- pokręciłam głową, mieszając słomką w plastikowym kubeczku.
-Możesz
jaśniej?
-Powiem
ci prosto z mostu. Nie wiem kim on jest, nie wiem jak się nazywa. To Louis. Nie
mam pojęcia, czego ode mnie chce. Jest naprawdę miły, ale czuję się przy nim
niebezpiecznie. Na dodatek…- nabrałam powietrza do ust.- Nikt, oprócz mnie, go
nie widzi, wiesz?- poczułam piekące łzy pod powiekami.
-Wow.-
tylko tyle zdołała odpowiedzieć. Przez chwilę milczałyśmy. Jednak to ona
pierwsza się odezwała.- Chyba powinnaś do niej iść, nie chcę, żebyś przez niego
zwariowała.- mruknęła.
-Caroline?
Poszłabyś do niej ze mną?- zapytałam niepewnie.
-Gdybyś
mieszkała tutaj dłuższy kawałek czasu, odpowiedziałabym nie, ale jesteś naprawdę miłą osobą i nie znasz okolicy, zgodzę
się.- westchnęła.- Chociaż to dla mnie wyzwanie, bo boję się lasów.- skrzywiła
usta.
-Dzięki,
to wiele dla mnie znaczy.- westchnęłam.
Siedziałyśmy tak jeszcze z pól
godziny, dopóki nie usłyszałam telefonu. Zupełnie zapomniałam zadzwonić do
rodziców, a jak to oni… martwili się, więc około szesnastej stałyśmy na
przystanku. Louis’a nie spotkałam po drodze, odetchnęłam, ale coraz bardziej
się go bałam. Wsiadłyśmy razem do busa i ruszyłyśmy w stronę naszej dzielnicy.
Dowiedziałam się, że Caroline mieszka przystanek dalej niż ja, co mnie
cieszyło, bo przynajmniej miałam osobę, z którą mogłam porozmawiać i odwiedzić.
Do domu dotarłam po niecałych dziesięciu minutach, weszłam na posiadłość i
ruszyłam do drzwi frontowych, szarpnęłam za klamkę, jednak ani drgnęła.
Jęknęłam głośno.
-Świetnie, znowu mnie
zostawiliście.- mruknęłam, przekręcając klucz w zamku. Weszłam do środka i już
w progu zaniemówiłam.- Jasna cholera, co tu się stało!?- krzyknęłam.***
Piąty rozdział za nami. Robi się coraz ciekawiej, prawda? Haha. Dziękuję za wszystkie komentarze. Przypominam; czytasz=piszesz, co myślisz.
Zakochałam się w tym opowiadaniu *.* naprawde świetnie piszesz. Czekam z niecierpliwością na następny rozdział. /@fuking_life_
OdpowiedzUsuńo.O co się stało???? o.O chcę juz kolejny rozdział.... :)
OdpowiedzUsuńAssdfgjkl love it czekam.na kolejny
OdpowiedzUsuńsuper
OdpowiedzUsuńMega ! <3
OdpowiedzUsuńCoraz ciekawsze :D
Powiadomisz mnie ?
@1DMyDreaaam
naprawdę mega opowiadanie! oryginalne przedewszystkim :) z niecierpliwością czekam na następne <3
OdpowiedzUsuń